misja w afganistanie zarobki

Misja policyjna UE w Afganistanie (EUPOL) jest misją cywilną utworzoną w 2007 r. w kontekście wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony (WPBiO). Ma ona przyczynić się do ustanowienia trwałych i skutecznych cywilnych sił policyjnych pozostających w gestii Afganistanu. (1) W dniu 30 maja 2007 r. Rada przyjęła wspólne działanie 2007/369/WPZiB 1 w sprawie utworzenia misji policyjnej Unii Europejskiej w Afganistanie (EUPOL AFGANISTAN). To wspólne działanie traci moc w dniu 30 maja 2010 r. (2) W dniu 8 marca 2010 r. W ten sposób skomentował on słowa prezydenta USA Joe Bidena o postawie Rosji wobec obecności Stanów Zjednoczonych w Afganistanie. Reklama. Reklama. Nasza misja w Afganistanie nigdy nie Z wykształcenia lingwistka, z zawodu tłumaczka i rekruterka IT. W 2014 roku po blisko czteroletnim pobycie w Szwajcarii założyła wraz z mężem No Fluff Jobs – portal z ogłoszeniami o pracę w IT, pierwszy i do dziś jedyny portal wymagający 100% ofert z widełkami wynagrodzeń. Jej zawodowa misja: zmiana standardów w rekrutacji IT. Misja w Afganistanie zakończona. departamentu administracyjnego MON Marta Hołownia-Woźny także pobiera ok. 8-9 tys. zł na dyrektorskiej posadzie w MON. Jeśli chodzi o dodatkowe zarobki Ich Möchte Gerne Eine Frau Kennenlernen. Jak powiedział szef resortu Bogdan Klich, MON pracuje już nad stosownym projektem rozporządzenia. Armia od dłuższego czasu ma problem z obsadą stanowisk wojskowych lekarzy. W Afganistanie, gdzie w operacji ISAF służy obecnie ok. 2 tys. polskich żołnierzy, spośród 15 stanowisk przewidzianych dla lekarzy cztery pozostają nieobsadzone, w tym anestezjologa, chirurga ortopedy oraz dwóch lekarzy ogólnych. Jednym z powodów braków kadrowych są zarobki. MON postanowiło więc je zwiększyć, zwłaszcza dla specjalistów o kwalifikacjach szczególnie przydatnych w wojskowej ochronie zdrowia. Po zmianach, lekarze pracujący w Afganistanie otrzymywaliby w ramach tzw. należności zagranicznej 6 tys. 250 zł, a pozostali 3 tys. 750 zł. Specjalności szczególnie przydatne dla wojska to, według wstępnej propozycji, anestezjologia, intensywna terapia, chirurgia ogólna, chirurgia twarzowo-szczękowa, choroby wewnętrzne, diagnostyka laboratoryjna, epidemiologia, radiologia i diagnostyka obrazowa, psychiatria oraz medycyna ratunkowa. Wprowadzenie w życie planowanych rozwiązań będzie oznaczać, że lekarz w stopniu etatowym kapitana będzie zarabiał (łącznie, po zsumowaniu uposażenia krajowego i należności przysługujących za misję) ok. 18,5 tys. zł, a w przypadku wybranych specjalizacji ok. 22 tys. zł. Starszy lekarz w stopniu etatowym majora zarabiać będzie odpowiednio 20 tys. zł lub 23 tys. zł. Dowódca sekcji lub grupy zabezpieczenia medycznego w stopniu etatowym podpułkownika będzie natomiast otrzymywał 21,5 tys. zł. lub 25,5 tys. zł. Resort szacuje, że wprowadzenie zmian spowoduje dodatkowe skutki finansowe w wysokości ok. 1 mln zł rocznie. Jak deklaruje MON, kwota została już uzgodniona i zaakceptowana przez dyrektora departamentu budżetowego w MON. Departament kadr ministerstwa ma teraz opracować projekt nowelizacji odpowiedniego rozporządzenia i przekazać go do departamentu prawnego. Na misjach obowiązuje system zabezpieczenia medycznego, którego istotą jest udzielanie pomocy na kolejnych poziomach. Każdy kolejny poziom daje możliwość leczenia poważniejszych obrażeń poprzez wykonywanie coraz szerszego zakresu zabiegów, zaczynając od działań sanitariuszy i ratowników na miejscu zdarzenia, poprzez ambulatoryjne leczenie chorych i rannych, aż po czasową ich hospitalizację. Od przełomu roku w Afganistanie działa polski szpital polowy; formalnie etaty medyków zostaną uwzględnione w strukturze kontyngentu od kolejnej, siódmej zmiany, która zaczyna się wiosną. Zapotrzebowanie na szpital pojawiło się po zwiększeniu liczebności naszych żołnierzy w tym kraju. Szpital polowy podnosi nasze zabezpieczenie do poziomu II. Generalne zasady przewidują, że pomoc przedlekarska powinna być udzielona jak najszybciej, nie później niż w ciągu 60 minut od zranienia żołnierza, a kwalifikowana pomoc medyczna i chirurgiczna w ciągu kilku godzin. Podejmowane są starania, by zmieniać tzw. zasadę złotej godziny w regułę złotych 10 minut, służyć mają temu systemy szkoleń i dodatkowe wyposażenie wojska. Dowiedz się więcej na temat: - Decydenci w Polsce wychodzą z założenia, że jak w 2014 r. skończy się misja w Afganistanie, to skończą się problemy. Nie biorą pod uwagę tego, że właśnie wtedy PTSD rozleje się po Polsce - mówi Jarosław Rybak, były rzecznik moja piąta misja - mówił mi we wrześniu jeden z saperów, z którymi wyjechaliśmy na patrol poza polską bazę Ghazni. Miesiąc wcześniej on i jego koledzy "wylecieli na ajdiku", co oznacza, że ich wóz bojowy najechał na minę, która eksplodowała. Na szczęście nikt nie zginął, choć byli ranni. Ale każdy wyjazd poza bazę na wielogodzinny patrol rodzi maksymalne poczucie zagrożenia, a to wyzwala niezwykle dużo I dla tej adrenaliny tu jeżdżę. To uzależnienie - opowiadał saper. O tym swoistym uzależnieniu od adrenaliny, które sprawia, że jeżdżą na misje, mówili też żołnierze z zespołów bojowych. I przekonywali, że pieniądze, jakie na misjach zarabiają, nie są głównym powodem ich obecności 31 grudnia 2014 r. kończy się w Afganistanie misja ISAF i polscy żołnierze wrócą do kraju. Teraz zjeżdżają żołnierze z XIII zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego stacjonującego w Afganistanie - w sumie 1600 żołnierzy. Na XIV zmianę wyjechał właśnie tysiąc żołnierzy, a na ostatniej, XV zmianie będzie ich już tylko 350 i poza jednym plutonem bojowym reszta to będą logistycy, którzy zajmą się rozliczaniem sprzętu i wywożeniem go do 2003 r., czyli od momentu, kiedy nasi żołnierze pojechali do Iraku, przez misję przewinęło się 45 tys. polskich żołnierzy. - Od początku naszego zaangażowania w misje, to jest od lat 50., na misjach było ponad 90 tys. naszych żołnierzy - mówi Marek Pietrzak z Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych (DOSZ). W Iraku służyło ok 16 tys. żołnierzy, a w Afganistanie ponad 25 tys. Do tego dochodzi udział w innych misjach, jak: Kosowo, Czad, Bośnia i Hercegowina, państwa bałtyckie. Nie są to jednak do końca precyzyjne dane - zauważa dziennikarz Marcin Ogdowski, autor bloga który wielokrotnie jeździł do polskiej bazy w Ghazni i kończy właśnie kolejną, już trzecią książkę o Afganistanie. - Te statystyki po części dotyczą tych samych ludzi, którzy na misje jeździli po kilka razy. Dużej części z nich już w tej chwili w armii nie ma. I ten proces jest zauważalny od 3-4 lat, a to za sprawą przepisów, wedle których niezawodowi żołnierze, czyli korpus szeregowych, którzy są na 12-letnich kontraktach i po 12 latach muszą z armii odejść. Wielu z nich, najbardziej doświadczonych "misjonarzy", tych, którzy mają za sobą po 3-4, a nawet więcej misji, już od jakiegoś czasu z armii najgorsze, odchodzą bez praw emerytalnych, bo żeby je uzyskać, trzeba przepracować w wojsku 15 lat - mówi Marcin Ogdowski. Na ten problem zwracali mi też uwagę żołnierze szeregowi, których spotkałam na przełomie sierpnia i września w Ghazni. Jak i na to, że nie każdy z nich ma szansę dostać się do szkoły podoficerskiej, że często o tym decydują znajomości i przychylność dowódców w Marek Pietrzak z DOSZ wyjaśnia, że ta sprawa w ostatnich miesiącach znacznie się poprawiła. - Jeszcze niedawno szeregowi mieli ograniczoną drogę awansu, założenia były takie, że przejście z korpusu szeregowych do korpusu podoficerów było mocno ograniczone. W ostatnich miesiącach zmieniło się to o 180 stopni, teraz to korpus szeregowych jest głównym źródłem, z którego żołnierze mogą dostać się na kurs podoficerski i awansować. Regułą jest to, że żołnierze powracający z misji są wykorzystywani do szkolenia kolejnych ludzi, zostają instruktorami. Weterani mogą wykorzystywać te doświadczenia na własny użytek, po prostu być lepszymi w swoim rzemiośle. Ze swoim bojowym doświadczeniem byliby nieocenieni w przypadku konfliktu. Są sprawdzeni w boju i społeczeństwo ma gwarancje, że ma doświadczonych żołnierzy - mówi się jednak odnajdą po wojennych przeżyciach? I czy ich doświadczenie bojowe będzie rzeczywiście wykorzystane, czy raczej będą szukać swojego miejsca wśród najemników? - Z zagospodarowaniem żołnierzy po misjach zawsze jest problem. Dla tych, co wrócili po pierwszej misji w Kosowie, zabrakło etatów podoficerskich, musieli odejść z armii. I to jest stały problem. Po Iraku i Afganistanie też się ich nie wykorzystuje. Żadna armia nie wykorzystuje potencjału wszystkich swoich ludzi, ale np. w USA czy Wielkiej Brytanii są rozwiązania systemowe. To nie wojsko, ale państwo ich wykorzystuje. Są doświadczeni, mogliby być dobrymi policjantami, urzędnikami, pracować w ochronie, być przyjmowani na priorytetowych warunkach. U nas państwo inwestuje w żołnierzy ciężkie pieniądze, w ich szkolenia, w MON rocznie przeznacza się 1,9 PKB, a potem pozwalamy na to, aby ci wyszkoleni, znający języki, po wielu kursach żołnierze nie byli wykorzystani. I to powinno być rozwiązane na szczeblu rządu, a nie MON - postuluje Jarosław Rybak, były rzecznik MON i BBN, autor wielu książek militarnych. Na razie żołnierze radzą sobie różnie. Jedni - wzorem żołnierzy amerykańskich - zaczęli pisać książki ("Trzynaście moich lat w JW GROM" Andrzeja K. Kisiela, "Przetrwać Belize" Navala). Inni prowadzą fundacje, pracują w Polskim Holdingu Obronnym, zakładają firmy szkoleniowe ze specjalistami Navy SEAL. Ale to są operatorzy jednostek specjalnych, i to niewielka część (wziąwszy pod uwagę to, że w całych siłach specjalnych służy ponad 2 tys. żołnierzy). Dariusz Lewtak, były żołnierz pracujący wcześniej w zespole reporterskim Combat Camera, właśnie wrócił z Ghazni i nie widzi przyszłości pozytywnie. - Zwłaszcza dla tych, którzy jeżdżą na misje z potrzeby wewnętrznej. Wojsko ich nie spożytkuje, poligony tego nie zapewnią. Obawiam się, że jak nie będzie misji, za kilka lat znów będziemy wojskiem tylko na mapach. Najemnicy to będzie niewielki ułamek. Ale kiedy tak się przyglądam kolegom, to przychodzi mi na myśl, że ci, którzy będą chcieli iść w bój, odnajdą się w Legii Cudzoziemskiej. Wróciłem miesiąc temu i sam nie wiem, co będzie ze mną. Jestem emerytem, daję sobie czas do końca roku, a potem będę czegoś szukał. Na razie opiekuję się domem - mówi pracę nie muszą się martwić wojskowi specjaliści. - Armia ma przed sobą wielki program modernizacji, restrukturyzacji, za gigantyczne pieniądze w ciągu kilkunastu lat. Jeśli to się nie rozsypie, to żołnierze na wojnę nie pojadą, ale będą mieli co robić: wdrażać nowy sprzęt, szkolić się - i w sensie profesjonalnym, i zawodowym to też jest dla nich wyzwanie. Miernoty i szarości codzienności nie będzie - uważa Ogdowski. Jednak najpoważniejszym zmartwieniem, nie tylko wojska, ale też całego społeczeństwa - w ocenie samych żołnierzy oraz ekspertów - będzie to, że po 2014 r. będziemy się zmagać ze skutkami stresu bojowego wśród tysięcy ludzi - żołnierzy i ich rodzin. Z amerykańskich badań jasno wynika, że jedna czwarta tych, co byli na wojnie, zmaga się z tym problemem w sposób odwleczony na wiele lat. - Dowódca sił specjalnych USA adm. William McRaven, kiedy był w ubiegłym roku w Polsce, powiedział na wykładzie, że przez 30 lat po misji w Afganistanie Ameryka będzie obejmować opieką psychologiczną żołnierzy, i to przecież tych najtwardszych z twardych. U nas decydenci wychodzą z założenia, że jak skończą się misje, skończą się też problemy. Nie biorą pod uwagę tego, że właśnie wtedy PTSD (zespół stresu bojowego) rozleje się po Polsce - mówi Jarosław Oby nie. Chciałbym, aby Rybak się mylił, aczkolwiek jest to możliwe - przyznaje Janusz Raczy, wiceszef Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych Na Misjach Poza Granicami Kraju. Jest, co prawda, lepiej z tą opieką niż 10 lat temu, ale nie jest idealnie. - Żołnierze mają wsparcie, mają pomoc, ale nie mają jej ich rodziny, których to też dotyczy. W samej służbie psychologicznej w wojsku natomiast jest chaos. Inne armie mogą nam pozazdrościć liczby psychologów, ale ich działania nie są skoordynowane - mówi Jarosław wyciągnęli wnioski po wojnie w Wietnamie, gdzie zginęło 57 tys. amerykańskich żołnierzy, ale przez kolejne 40 lat dwa razy tyle weteranów popełniło samobójstwa. U nas jeden oddział szpitalny na Szaserów w Warszawie nie załatwi problemu. Prawdą jest i to, że żołnierze boją się zgłaszać problemy psychiatryczne. - Nie chcą łatki świra, jeśli leczą się prywatnie, to pół biedy, a jeśli w ogóle się nie leczą, to jest problem. Nieleczone PTSD to stany depresyjne, alkoholizm, przemoc wobec rodziny, a w ostatecznym rozrachunku zadzierzgnięcie pętli na szyi - wylicza Rannych i Poszkodowanych Na Misjach Poza Granicami Kraju pomaga rannym, ich rodzinom i tym żołnierzom, którzy nie potrafią się znaleźć w nowej rzeczywistości. - Już teraz staramy się działać i reagować, dobrym przykładem mogą być ostatnie warsztaty terapeutyczne, które zorganizowaliśmy, tygodniowe, dla pojedynczych żołnierzy oraz dla żołnierzy z partnerkami. Niedawno usłyszałem też o uruchomieniu linii telefonicznej skierowanej do żołnierzy i innych służb mundurowych, gdzie będą dyżurować psychologowie - mówi wiceszef stowarzyszenia Jan Raczy. Jeden z żołnierzy szeregowych z XIII zmiany PKW, który jeszcze przebywa w Ghazni, jest dobrej myśli. - Za pieniądze, które zarobiłem na misji, zrobię wiele ciekawych i profesjonalnych kursów, które podwyższą moją wartość - mówi. Pochodzi z Rzeszowa, to jego trzecia misja. Jego uzależnienie od misji spowodowane jest też tym, że robi na nich konkretną robotę i może pracować na profesjonalnym sprzęcie. - W Polsce tego nie ma. Brakuje prawdziwej żołnierki - mówi żołnierz z Rzeszowa. Część żołnierzy po misjach znajdzie pracę w firmach ochroniarskich, dzięki czemu... wrócą znów do Afganistanu. W tej chwili jest tam ponad 100 tys. takich firm, a po wycofaniu sił ISAF będzie ich jeszcze więcej, gdyż to na nich spoczywać będą te zadania, które do tej pory wykonywali żołnierze. - Nie spodziewałbym się jednak dużego odpływu naszych żołnierzy do takich firm, choć Polacy w takich przedsięwzięciach też biorą udział. Kilka lat temu mieliśmy w Iraku przypadek, kiedy to dwóch naszych byłych GROM-owców zginęło pod Bagdadem w ataku na konwój, w którym jechali. Pracowali wtedy dla prywatnej firmy ochroniarskiej Blackwater - przypomina Ogdowski. Ale w rzeczywistości tylko część z nich w niewielkim zakresie robi to, co robiło do tej pory, wielu wsiąka w cywilne życie i próbuje swoich sił w zupełnie innych, nowych zawodach. - Tak samo będzie, jak zakończy się misja "Afganistan" - wróży Marcin Ogdowski. Żołnierze, którzy właśnie wrócili z Afganistanu, teoretycznie trafiają do swoich jednostek i przez najbliższy rok będą odzyskiwać tak zwaną zdolność bojową. Ale najpierw przebywają na urlopach, mają obowiązek wykonać wszystkie badania medyczne, mają prawo do turnusu rehabilitacyjnego. Potem rozpoczną normalny cykl szkoleniowy, wojsko poligonowe. - Poligon to jednak nie jest prawdziwa misja - mówią żołnierze z Afganistanu. Wolą misje, bo tam - po pierwsze - mają konkretne zadania, po drugie - większy luz. Dowódca rzadko przyczepia się o nieregulaminowe ubranie czy niezapięty guzik w mundurze. - Z perspektywy żołnierskich potrzeb poligon nie daje smaku przygody i możliwości zdobywania specjalizacji. Stąd nastawienie, że zacznie się nuda. Wracają do jednostek i zaczyna się, jak to nazywają żołnierze, "pedałówa" - czyli nacisk na regulamin, a konkretnej roboty nie ma. Tak się dzieje od lat - dopowiada Marcin Ogdowski. Ale jest jeszcze inny, ważny element, który mówi o wyższości misji nad służbą w krajowych jednostkach - na misjach nie ma ograniczeń dotyczących szkoleń i żołnierze szkolą się na bogato. Nikt nie ogranicza im zużycia amunicji, nikt jej nie liczy, żołnierz może się nastrzelać. W Polsce wojsko cały czas zmaga się z gospodarką niedoboru. Nic więc dziwnego, że kiedy żołnierz pomyśli, że po misji znowu tak będzie, to nie chce mu się ulega wątpliwości, że doświadczenie bojowe zdobyte na misjach pomaga w karierze w Polsce. - Na "misjonarzy", jak to się mówi potocznie w naszym języku, patrzy się już z większym szacunkiem na kompaniach, zwłaszcza gdy ktoś był dwa czy trzy razy w zespole bojowym - mówi "bojówkarz" z Rzeszowa. Choć bywa i tak, że niektórzy po powrocie z misji dowiadują się, że awansu nie otrzymają, tylko kolega, który w tym czasie, kiedy oni byli na misjach, zaliczył odpowiedni kurs w Raczy, wiceszef Stowarzyszenia Rannych i Poszkodowanych Na Misjach Poza Granicami Kraju, były żołnierz, ma nadzieję, że ci, którzy wrócą, znakomici specjaliści, zostaną w odpowiedni sposób wykorzystani w służbie. - Mam nadzieję, że nie popełni się tego błędu, jaki znamy Rosji, kiedy żołnierze po Afganistanie zasilali szeregi mafii. Uzależnienie od adrenaliny na pewno jest, ale w kraju ono maleje. Wielu kolegów szuka sobie jakiegoś zamiennika: sporty walki, jazda na motocyklu, wspinaczka górska. Mężczyzna młody, silny, zdrowy jest w stanie znaleźć sobie jakiś substytut - uważa Raczy. I jego doszły słuchy, że część żołnierzy myśli o Legii Cudzoziemskiej, ale zastrzega, że nazwisk nie poda. - Legia jest już zalegalizowana, za zgodą ministra obrony narodowej można tam podjąć pracę i francuską formację również zasilą nasi byli pociechę dla tych, którzy bez misji nie mogą żyć, trzeba napisać i o tym, że nie jest jeszcze do końca przesądzone, czy Polski po 2014 r. w Afganistanie nie Może się okazać, że będziemy tam mieli jakiś komponent szkoleniowy, i niewykluczone, że jakaś część naszych żołnierzy tam pozostanie, w tym GROM i Lubliniec - mówi Ogdowski. Wciąż trwają rozmowy na temat tego, w jaki sposób USA mają być w Afganistanie obecne po 31 grudnia 2014 r. No i historia pokazuje, że koniec jednej misji nie oznacza, że już ich nigdy nie będzie. Po co polscy żołnierze jeżdżą na niebezpieczne misje? Bynajmniej nie z potrzeby walki o wolność i demokrację w krajach muzułmańskich. Jadą dla kasy i to pojechać na misję? Wystarczy się zgłosić, albo... zostać zgłoszonym. Dzieje sie tak w przypadku żołnierzy kontraktowych lub takich których etat nie jest do końca pewny. Można wyraźnie dać im do zrozumienia że jak nie pojadą to albo nie będzie kolejnego kontraktu, albo ich etat zniknie. A przecież każdy żołnierz zawodowy to zwykły człowiek mający dom, żonę i dzieci (no prawie każdy). W przypadku likwidacji etatu musiałby szukać nowego. Jeśli nie znajdzie go w swojej jednostce, szuka w innej. A to wiąże się z przeprowadzką. Wymaga skomplikowanej procedury przenosin wraz z rodziną. Praca dla żony, mieszkanie, szkoła dla dzieci, krąg przyjaciół. Wielu żołnierzy ma własne domy lub mieszkania i taka operacja nie wchodzi w grę . Dlatego jadą na tego dochodzą jeszcze kwestie ekonomiczne. Za pobyt na misji należą się całkiem niemałe pieniądze, zazwyczaj żołnierz zarabia ok. 4-6 razy tyle co w Polsce. I żołnierze jadą, bo mogą zarobić na utrzymanie rodziny, zbudować dom, godziwie żyć. Żaden nie ukrywa tego, że pojechał dla pieniędzy. Ryzykują życiem i zdrowiem dla swoich rodzin i ich poziomu życia. Starają się w ten sposób zapewnić im byt. A pamiętać trzeba, że wiele jednostek wojskowych znajduje się w mniej zaludnionych rejonach i często zdarza się, że żona nie ma pracy. Dlatego pieniądze z misji są tak ważne. Bo jak ma żyć np. czteroosobowa rodzina za kapitańską pensję wynoszącą ok. 2600 zł netto? A dorobić do pensji nie bardzo jest jak i kiedy - szczególnie w małych garnizonach. Misja jest więc za misję obliczana jest z tzw. kwoty bazowej wynoszącej nieco ponad 1800 zł. Dla każdego stopnia przewidziano odpowiedni mnożnik. W przypadku oficerów jest to "razy kilka". Kwota bazowa jest też podstawą do obliczenia dodatku za warunki szkodliwe (pogoda i nie tylko) - w tym wypadku dodatek wynosi miesięcznie 30-70 proc. kwoty bazowej, w zależności od rozkazu dowódcy. Do tego ok. 50 zł dziennie za pobyt w strefie wojny. Również każdy wyjazd poza bazę traktowany jest jako misja bojowa i należy się zań dodatek. Jak widać są to całkiem niemałe pieniądze, a dodatkowo na konto wpływa normalna polska pensja. Sumarycznie dla np. chorążego wychodzi łącznie około 10 tys. zł. polskim kontyngencie w Iraku służy wielu oficerów. Nie grożą im wyjazdy na patrole, mają za to ciepłe posadki w sztabach. Jedynymi problemami są upały, ewentualny ostrzał bazy i pojawiająca się stołówkowa monotonia. Skutek? Mała liczba szeregowych żołnierzy owocuje np. chorążymi pilnującymi stołówki w bazie. W Polsce nie do pomyślenia, na misji jak najbardziej. Amerykańscy żołnierze śmieją się z Polaków, że mamy tylu oficerów do rządzenia. Każdy żołnierz na misji ma przydzielony etat, który powiązany jest ze stopniem. Ponieważ przewidziano dużo wysokich etatów - wielu poruczników na okres misji przywdziewa pagony np. majora. Niestety, w drugą stronę jest gorzej - jest zbyt mało etatów dla chorążych - oni dostają etaty np. sierżantów. W armii amerykańskiej dyplomowany sierżant jest bogiem - podejmuje decyzje i za nie odpowiada. Jego odpowiednikiem w armii polskiej jest bodajże dopiero oczywiście również grupa, która jedzie dla wrażeń, gna ich ciekawość świata, chęć przeżycia wielkiej przygody. Ale pieniądze też są dla nich ważne. Ryzyko wyjazdu na misję do Iraku jest skalkulowane dość prosto. Owszem można tutaj stracić życie, ale równie dobrze można je stracić w Polsce, w wypadku samochodowym. Od początku operacji irackiej zginęło niewielu żołnierzy w stosunku do całości poszczególnych kontyngentów. To jedynie ułamek, choć za każdą z tych śmierci stoi tragedia ich rodzin. Ryzyko utraty życia (lub zdrowia) nie jest takie samo dla każdego żołnierza na misji. Część pełni różne role techniczne, logistyczne i nie opuszcza bazy praktycznie nigdy. Oni są bezpieczni - poza nieszczęśliwym wypadkiem podczas ostrzału wiadomo jeszcze jak bardzo niebezpieczna dla naszych żołnierzy będzie misja afgańska. To dopiero jej początek, ale już widać, że nie jest różowo. Żołnierze nie chcą jeździć przestarzałą wersją HMMV, niedostosowaną do obecnych warunków wojennych. Boją się o swoje życie, zdrowie. Chcą cali i zdrowi wrócić do swoich rodzin. I nie wolno się im dziwić. Wojsko musi im zapewnić najlepszy możliwy ofertyMateriały promocyjne partnera Praca w wojsku kojarzy się głównie ze służbą na rzecz ojczyzny, ale nie da się ukryć, że oznacza również liczne przywileje. Co prawda nie jest to łatwy kawałek chleba, lecz pomimo tego bardzo dużo osób chce zostać zawodowymi żołnierzami. Skłania je ku temu perspektywa dobrych zarobków, stabilności i gwarancji zatrudnienia. To, ile zarabia się w wojsku jako zawodowy żołnierz, jest uzależnione od kilku czynników. Przede wszystkim w rachubę wchodzi stopień wojskowy. Ponadto ważną rolę odgrywają tutaj dodatki – jest ich sporo, np. dodatek za długoletnią służbę wojskową, za przebywanie w strefie walk, za walkę z terroryzmem, za skoki ze spadochronem, za pełnienie misji na morzu, za wykonywanie zadań pod wodą itp. Jak więc widać, niemałe znaczenie w omawianym kontekście ma również jednostka, w której służy dany żołnierz. Na dodatkach do uposażenia się nie kończy – o tym będzie mowa w dalszej części artykułu. Ile zarabia się w wojsku polskim – przeciętne uposażenie Jeśli chodzi o uposażenie zasadnicze, to zgodnie z obowiązującym od 1 stycznia 2017 r. rozporządzeniem podpisanym przez prezydenta zastosowanie znajduje wielokrotność kwoty bazowej na poziomie 3,2 – kwota bazowa natomiast wynosi 1523,29 zł. Nietrudno więc obliczyć, iż przeciętne uposażenie zawodowego żołnierza to aktualnie 4874,53 zł brutto (bez dodatków). Ile zarabia się na początku w wojsku? Żołnierze rozpoczynający wojskową karierę w stopniu szeregowego otrzymują 2900 zł tytułem uposażenia zasadniczego. W takim razie ile zarabia w wojsku starszy szeregowy? Niewiele więcej aniżeli „zwykły” szeregowy, bo raptem 2960 zł brutto. Ile zarabia major w wojsku – czyli stopień ma znaczenie Im wyższy stopień, tym lepsze uposażenie zasadnicze. Jeśli koś interesuje, ile zarabia w wojsku kapral, ile zarabia generał w wojsku czy ile zarabia kapitan wojska itd., poniżej zamieszczone są informacje na ten temat – dotyczą one jedynie uposażenia zasadniczego, bez dodatków (podane kwoty są kwotami brutto): – kapral – 3370 zł, – st. kapral – 3430 zł, – plutonowy – 3490 zł, – sierżant – 3560 zł, – st. sierżant – 3640 zł, – mł. chorąży – 3740 zł, – chorąży – 3850 zł, – st. chorąży – 3980 zł, – st. chorąży sztab. – 4110 zł, – podporucznik – 4310 zł, – porucznik – 4360-4420 zł , – kapitan – 4540-4710 zł , – major – 5030-5360 zł, – podpułkownik – 5610-6310 zł, – pułkownik – 6860-8360 zł, – generał brygady – 8910-9660 zł, – generał dywizji – 10310-11260 zł, – generał broni – 12010-13110 zł, – generał – 15410 zł. Ile zarabia sie wojsku – dodatek za lata pełnionej służby Dodatek za lata pełnionej służby wynosi (liczony od kwoty bazowej uposażenia): – od 3 lat – 3 proc., – od 6 lat – 6 proc., – od 9 lat – 9 proc. , – od 12 lat – 12 proc., – od 15 lat – 15 proc., – od 20 lat – 20 proc., – od 25 lat – 25 proc., – od 30 lat – 30 proc. Ile zarabia żołnierz w wojsku – dodatkowe korzyści Bez względu na posiadany stopień zawodowemu żołnierzowi przysługują także i inne gratyfikacje finansowe w postaci: – zasiłku na zagospodarowanie, – nagrody rocznej, – gratyfikacji urlopowej na każdego członka rodziny, – równoważnika w przypadku nie przyznania mieszkania, – równoważnika mundurowego, – dodatku za pełnienie służby dyżurnej, – odprawy w przypadku zwolnienia ze służby wojskowej, – nagród jubileuszowych wypłacanych po 20, 25, 30, 35, 40 latach służby wojskowej (odpowiednio: 75 proc., 100 proc., 150 proc., 200 proc. i 300 proc. miesięcznego uposażenia zasadniczego), – diet za podróże służbowe, – zwrotu kosztów poniesionych na podnoszenie kwalifikacji, – nagród za wzorowe wykonywanie obowiązków, – zapomóg, np. w przypadku klęsk żywiołowych, długotrwałej choroby etc. Oprócz tego zawodowym żołnierzom przysługują i inne przywileje. Od ich zarobków nie są odprowadzane składki ZUS. Na zawodowy spoczynek udają się oni po 15 latach służby. Ich emerytura to 40 proc. ostatniego uposażenia plus dodatki – nie dotyczy to jednak osób zatrudnionych po 31 grudnia 2012 r. Im prawo do przejścia na emeryturę przysługuje po 25 latach służby i po ukończeniu 55 roku życia. Niemniej otrzymają emeryturę w wysokości 60 proc. podstawy wymiaru – będzie ona wzrastać o 3 proc. z każdym rokiem służby ponad wymagane 25 lat. Ile zarabia cywil w wojsku? A ile zarabiają cywile w wojsku? Ich zarobki nie są tak atrakcyjne jak uposażenia zawodowych żołnierzy, aczkolwiek to nie oznacza, że są niskie – nie bez powodu zatem o różne cywilne posady w wojsku ubiega się mnóstwo kandydatów. Z informacji ujawnionych przez MON wynika, iż w okresie od 16 listopada 2015 r. do końca grudnia 2016 r. specjaliści otrzymywali średnio 3798,27 zł, starsi specjaliści – 4171,17 zł, a starsi inspektorzy – 5012,52 zł. Na samodzielnych stanowiskach sytuacja przedstawiała się lepiej, oto przykłady: główny specjalista – 5016,27 zł, główny specjalista w kierownictwie – 5612,15 zł, radca prawny – 5797,66 zł, starszy inspektor kontroli wojskowej – 4491,59 zł, audytor wewnętrzny – 6098,98 zł, główny księgowy – 8722,73 zł. Podane kwoty są kwotami brutto – odnoszą się do wynagrodzeń zasadniczych bez dodatków. Przeczytaj również: Neta C. Crawford, profesor nauk politycznych Uniwersytetu Bostońskiego, przeanalizowała na łamach The Conversation konflikty dla Costs of War Project – inicjatywy, która skupia ponad 50 naukowców, lekarzy, ekspertów w dziedzinie prawa i praw człowieka, aby przedstawić rachunek ekonomicznych, budżetowych, ludzkich i politycznych kosztów oraz konsekwencji wojen w Iraku i Afganistanie. Jak pisze, liczby same w sobie nigdy nie dadzą pełnego obrazu tego, co się stało, ale mogą pomóc umieścić tę wojnę w odpowiedniej perspektywie. Poniższe dane, niektóre z nich zaczerpnięte z raportu opublikowanego 1 września 2021 roku przez Costs of War Project, pomagają opowiedzieć historię wojny w Afganistanie. Najdłuższa wojna USA? 18 września 2001 roku Izba Reprezentantów USA głosowała 420-1, a Senat 98-0, aby upoważnić Stany Zjednoczone do rozpoczęcia wojny, nie tylko w Afganistanie, ale w otwartym zobowiązaniu przeciwko „osobom odpowiedzialnym za ostatnie ataki na Stany Zjednoczone”. Reprezentantka USA Barbara Lee z Kalifornii oddała jedyny głos przeciwny wojnie. Kongres USA potrzebował 7 dni po atakach z 11 września, by podjąć decyzję i wydać zgodę na wojnę. Liczony od pierwszego ataku na Afganistan do ostatecznego wycofania wojsk konflikt trwa 7 262 dni. Byłaby to najdłuższa wojna USA, gdyby nie to, że Stany Zjednoczone nie zakończyły oficjalnie wojny koreańskiej. Z kolei amerykańskie operacje w Wietnamie, które rozpoczęły się w połowie lat 50. i obejmowały wypowiedzianą wojnę w latach 1965-1975, trwały podobnie długo. Prezydent USA George W. Bush powiedział członkom Kongresu na wspólnej sesji 20 września 2001 roku, że wojna będzie globalna, jawna, ukryta i może trwać bardzo długo. „Nasza wojna z terroryzmem zaczyna się od Al-Kaidy, ale na tym się nie kończy. Nie zakończy się, dopóki każda grupa terrorystyczna o globalnym zasięgu nie zostanie odnaleziona, powstrzymana i pokonana. (...) Amerykanie nie powinni spodziewać się jednej bitwy, ale długiej kampanii, niepodobnej do żadnej innej, jaką kiedykolwiek widzieliśmy” – wówczas powiedział. Kilka tygodni później Stany Zjednoczone rozpoczęły bombardowania Afganistanu. Talibowie poddali się w Kandaharze 9 grudnia 2001 roku. Stany Zjednoczone zaczęły z nimi walczyć ponownie na poważnie w marcu 2002 roku. W kwietniu 2002 roku prezydent Bush obiecał pomoc w zaprowadzeniu „prawdziwego pokoju” w Afganistanie: „Pokój zostanie osiągnięty poprzez pomoc Afganistanowi w stworzeniu własnego stabilnego rządu. Pokój zostanie osiągnięty przez pomoc Afganistanowi w wyszkoleniu i rozwoju jego własnej armii narodowej. I pokój zostanie osiągnięty poprzez system edukacji dla chłopców i dziewcząt, który będzie działał”. Globalna wojna z terroryzmem nie ograniczyła się do operacji w Iraku i Afganistanie. Stany Zjednoczone prowadzą obecnie operacje antyterrorystyczne w 85 krajach. Wojna w Afganistanie: koszty ludzkie Większość żyjących dziś Afgańczyków jeszcze się nie urodziła w momencie rozpoczęcia wojny przez USA. Mediana wieku w Afganistanie wynosi zaledwie 18,4 lat. Wliczając w to wojnę kraju ze Związkiem Radzieckim w latach 1979-1989 i wojnę domową w latach 90-tych, większość Afgańczyków żyje w warunkach niemal ciągłej wojny. Według danych amerykańskiego Biura Statystyki Pracy, w USA jest 980 tys. afgańskich weteranów wojennych. Spośród tych mężczyzn i kobiet, 507 tys. służyło zarówno w Afganistanie, jak i w Iraku. Do połowy sierpnia 2021 roku, 20 722 członków amerykańskiego wojska zostało rannych w akcji w Afganistanie, nie licząc 18, którzy zostali ranni w ataku ISIS-K na lotnisku w Kabulu 26 sierpnia 2021 roku. Spośród weteranów, którzy zostali ranni i stracili kończyny w wojnach po 11 września, wielu straciło więcej niż jedną. Według dr Paula Pasquiny z Uniformed Services University of the Health Sciences, wśród tych weteranów „około 40 proc. do 60 proc. doznało również urazu mózgu. Ze względu na niektóre z wyciągniętych wniosków i innowacji, które miały miejsce na polu walki ... opiekowaliśmy się członkami służby, którzy w poprzednich konfliktach zginęliby”. W rzeczywistości, ze względu na postępy w opiece traumatycznej, ponad 90 proc. wszystkich żołnierzy w Afganistanie i Iraku, którzy zostali ranni w terenie, przeżyło. Wielu z tych ciężko rannych przeżyło rany, które w przeszłości mogły ich zabić. Ogółem w wojnie w Afganistanie zginęło 2 455 członków amerykańskich służb (liczba ta obejmuje 13 żołnierzy amerykańskich, którzy zginęli z rąk ISIS-K w ataku na lotnisko w Kabulu 26 sierpnia 2021 roku). Stany Zjednoczone wypłaciły 100 tys. dolarów w ramach „gratyfikacji za śmierć” uprawnionym spadkobiercom każdego z członków służb poległych w wojnie w Afganistanie – w sumie 245,5 mln dolarów. Ponad 46 tys. cywilów zostało zabitych przez wszystkie strony konfliktu w Afganistanie. Są to bezpośrednie ofiary bomb, pocisków, wybuchów i pożarów. Według danych misji wsparcia ONZ w Afganistanie kolejne tysiące zostały ranne. Liczba Afgańczyków opuszczających kraj wzrosła w ostatnich tygodniach, ponad 2,2 mln przesiedlonych Afgańczyków żyło w Iranie i Pakistanie pod koniec 2020 roku. Agencja Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców podała pod koniec sierpnia 2021 r., że od początku tego roku ponad 558 tys. osób zostało wewnętrznie przesiedlonych, uciekając ze swoich domów przed przemocą. Według ONZ, w 2021 roku około jedna trzecia ludzi pozostających w Afganistanie będzie niedożywiona. Około połowa wszystkich dzieci poniżej 5 roku życia doświadcza niedożywienia. Śmiertelne żniwo obejmuje również setki pakistańskich cywilów, którzy zginęli w ponad 400 atakach amerykańskich dronów od 2004 roku. Ataki te miały miejsce, gdy Stany Zjednoczone starały się zabić przywódców talibów i Al-Kaidy, którzy uciekli i schronili się tam pod koniec 2001 roku po inwazji USA na Afganistan. Pakistańscy cywile ginęli również w ogniu krzyżowym podczas walk między bojownikami a pakistańskim wojskiem. Wojna w Afganistanie: koszty finansowe Jeśli chodzi o budżet federalny, Kongres przeznaczył na wojnę w Afganistanie nieco ponad 1 bilion dolarów dla Departamentu Obrony. Jednak w sumie wojna w Afganistanie kosztowała znacznie więcej. Wliczając wydatki Departamentu Obrony, do tej pory wydano ponad 2,3 biliona dolarów, wliczając w to wzrost podstawowego budżetu wojskowego Pentagonu, wydatki Departamentu Stanu na odbudowę i demokratyzację Afganistanu oraz szkolenie jego wojska, odsetki od pożyczek zaciągniętych na opłacenie wojny oraz wydatki na weteranów w systemie Veteran Affairs. Dotychczasowe łączne koszty opieki medycznej weteranów wojny po 9/11 wynoszą około 465 miliardów dolarów do roku fiskalnego 2022. To nie obejmuje przyszłych kosztów opieki medycznej dla weteranów po 9/11. Jak szacuje Linda Bilmes z Uniwersytetu Harvarda, prawdopodobnie dodadzą około 2 bilionów dolarów do całkowitych kosztów opieki nad weteranami wojen w Iraku i Afganistanie pomiędzy chwilą obecną a 2050 rokiem. Wojna w Afganistanie, podobnie jak wiele innych wojen przed nią, rozpoczęła się od optymistycznych ocen szybkiego zwycięstwa i obietnicy odbudowy po zakończeniu wojny. Mimo ostrzeżeń Busha o długiej kampanii, niewielu myślało wtedy, że będzie to oznaczało dziesięciolecia. Ale 20 lat później Stany Zjednoczone wciąż liczą koszty.

misja w afganistanie zarobki